newconnect-analizy: W czerwcu IAI S.A. opublikowała prognozy na
lata 2012-2014, wcześniejsze prognozy spółki zamieszczone w dokumencie
informacyjnym dość poważnie rozminęły się z rzeczywistością, dlaczego tym razem
inwestorzy mieliby w nie uwierzyć? Dwukrotny wzrost przychodów w dwa lata?
Sebastian Muliński: Od razu zaznaczam, że patrząc z perspektywy czasu, minęliśmy się z
prognozami przychodów o około jeden rok. Aktualizowaliśmy prognozy i
wyjaśnialiśmy skąd biorą się rozbieżności. Nie wszystkie przyczyny
rozbieżności zależały bezpośrednio od nas. Przesunięcie wynikło głównie z dużej
nieprzewidywalności procesu jakim jest opracowywanie, tworzenie, testowanie i
wprowadzanie zupełnie nowych produktów i usług na rynek. Ciężko to prognozować,
w przeciwieństwie do stabilnych biznesów, które od lat produkują jeden
asortyment a ich branża już okrzepła i jest w miarę stabilna.
Jeżeli przyjrzymy się naszym prognozom, tym pierwotnym z Dokumentu
Informacyjnego, nawet bez późniejszych zmian, to w 2009 roku zakładały one
przychody w 2010 roku na poziomie 4,486 miliona złotych, co nam się udało
osiągnąć w 2011 roku, kiedy mieliśmy 4 miliony przychodów. Teraz bardzo
ostrożnie prognozujemy na 2012 rok 6 milinów złotych przychodów, wobec 7
milionów które pokazaliśmy na 2011 rok w Dokumencie Informacyjnym. Te wyniki, z
rocznym przesunięciem mieszczą się w dopuszczonych marginesach błędu, ale
oczywiście interesuje nas, jako Zarząd i głównych akcjonariuszy, ich maksymalizacja.
Zwraca Pan też uwagę na tempo rozwoju i faktycznie, 100% wzrostu w dwa
lata to sporo, ale robimy to już teraz. W ostatnim raporcie miesięcznym
podaliśmy, że szacunkowe przychody za drugi kwartał 2012 roku wyniosły ponad
1,2 miliona złotych netto. Oczywiście dokładne dane podamy w raporcie
kwartalnym. Jednak przychody w drugim kwartale 2010 roku, czyli dwa lata temu
wyniosły 688 tysięcy złotych netto. Z grubsza dwa razy mniej niż obecnie. Taki
sam stosunek zobaczymy jeżeli porównamy przychody z pierwszego kwartału 2012 do
2010 i czwartego kwartału 2011 roku do czwartego kwartału 2009.
Więc od trzech – czterech kwartałów jesteśmy na ścieżce bardzo
szybkiego wzrostu przychodów, ciągle wdrażamy nowe usługi i stale powiększamy
bazę klientów. Co daje nam podstawy aby sądzić, że utrzymamy takie tempo w
przyszłości. Nie zmarnowaliśmy czasu od debiutu, po prostu część prac
musieliśmy zrobić dobrze, co w przypadku tworzenia nowych produktów spowodowało
opóźnienie. Teraz nasze dane historyczne i obecna kondycja firmy pokazują
jasno: w tej chwili realizujemy dwukrotny wzrost przychodów w dwa lata, więc
nasze prognozy są zasadne. Myślę, że takie liczby i fakty trafią do każdego,
nawet bardzo sceptycznego, inwestora, tym bardziej, że zawsze bardzo
przykładamy się do raportowania i starannie tłumaczymy to co dzieje
się w Spółce. Pokazujemy jakie zachodzą u nas procesy i jaki będą miały
wpływ na przyszłość. Interesuje nas osiągnięcie naszego celu, czyli obsługi
połowy rynku e-handlu w Polsce i sprawne wyjście na nowe rynki i
podporządkowujemy temu wszystkie nasze działania. Wiemy, że wielu inwestorów z
okresu oferty prywatnej, widzi to i pozostali z nami i cierpliwie czekają na
realizację postawionych z tego czasu celów.
Kiedy rozpoczynamy wdrażanie nowej usługi lub produktu, zawsze tworzymy
go i wymyślamy od zera. Przyjmujemy
pewne założenia, szacujemy rentowność działań, ale przy procesie badawczym
wszelkie prognozy często się zmieniają. Badając dany obszar znajdujemy
nowe rozwiązania lub w ogóle porzucamy część pomysłów, które początkowo
wydają się trafne. Oczywiście trzymamy w ryzach budżet i terminy, co zresztą
widać po naszych kosztach, które rosną w tempie zbliżonym do przychodów. Nie
jesteśmy jednak w stanie procesu twórczego realizować odtwórczo. Nie sądzimy
również aby tego oczekiwali inwestorzy rozumiejący naszą specyfikę. Dlatego w
firmach innowacyjnych, gdzie jest wiele wyzwań i zagadek, prognozy wyników na
przyszłość mają do siebie to, że mogą się nie spełnić. Dotyczy to przede
wszystkich małych spółek, które pracują nad nowymi rozwiązaniami, na nowych,
bardzo dynamicznych rynkach. Raz, że takie firmy nie mają odpowiedniej bazy
danych statystycznych z przeszłości, a dwa, że wiele z nich prowadzi dopiero
badania i odkrywa możliwości, które niesie rynek, na którym działają. To
powoduje, że nie zawsze są w stanie idealnie przewidzieć przyszłość, a
ewentualne prognozy są obarczone dużym błędem.
Wiem,
że publikacja prognoz to danie świętego słowa honoru inwestorom i ich zmiana w
dół jest bardzo źle odbierana przez rynek, ale na rynku typu NewConnect chyba
powinno się dużą miarę przykładać do kontekstu tych zmian. Jeżeli dana
Spółka rozsądnie argumentuje zmianę prognoz, dobrze raportuje wyniki na giełdę,
ma płynność finansową, a z jakiś powodów musi zmienić prognozy, to nie
można na nią patrzeć w ten sam sposób co na bank z WIG20 notowany na giełdzie
od ponad dekady. Proszę nie zrozumieć mnie źle, nie powinno być tolerancji dla
Spółek, które kompletnie ignorują zasady komunikacji z inwestorami, ale
oczekiwania, że rynek nowych i innowacyjnych firm będzie w stanie spełniać
identyczne standardy co główny parkiet, są nieco na wyrost. Szczególnie często
widzimy ten paradoks w niektórych mediach, które niepotrzebnie niszczą świetny
mechanizm finansowania innowacyjnych produktów jakim jest NewConnect. Rozwój firmy
niesie za sobą wiele niespodzianek, które nie zawsze da się wbić jako parametry
w model ekonometryczny i wyznaczyć jasne wyniki w przyszłości obarczone
minimalnym błędem szacunku. Gdyby tak miało być, spółki z NewConnect musiałyby
robić to co dotychczas tworzyły, a to oznaczało by brak jakiekolwiek nadziei na
wzrosty powyżej tych, które mają spółki notowane wiele lat na GPW.
n-a: A
jak wyglądają prognozy zysku netto na najbliższe lata i jakie jest stanowisko
Zarządu na sprawie wypłaty dywidendy? Akcjonariusze mogą liczyć na kawałek z
tego tortu po pokryciu strat z lat ubiegłych (100 tys. zł)?
S.M.: Doskonale
Pan na pewno wie, że jeżeli nie podaliśmy prognoz zysków oficjalnie, to na
pewno nie mogę tego zrobić w tym wywiadzie. Ale rozumiem Pana pytanie i to
czego chce się Pan dowiedzieć.
Na
razie nie prognozujemy zysku, ponieważ jest obarczony olbrzymim ryzykiem,
którego po prostu nie jesteśmy w stanie oszacować. Nie chcemy też tracić
możliwości inwestycyjnych, będąc uzależnieni od realizacji prognoz zysku. Dużo
łatwiej, przy naszej konstrukcji biznesu, prognozować nam wzrost przychodów,
niż poziom zysku.
Dobitnie
o tym świadczy przykład z 2011 roku, kiedy uzyskaliśmy dotację na projekt
Service Emporium. Nie miała ona wpływu na przychody uzyskane przez nas w 2011 roku,
bo projekt zakończy się w 2013. Ale miała olbrzymi wpływ na koszty,
ponieważ realizując projekt ponieśliśmy szereg kolejnych wydatków,
inwestowaliśmy w naszą firmę, aby potem, w 2012, otrzymać refundację. Owszem,
każdy inwestor powinien się cieszyć z inwestycji poczynionych w spółce,
szczególnie tych refundowanych przez PARP, ale konkretnie w tym 2011 roku, te
koszty bardzo mocno obciążyły nam wynik finansowy. I jeżeli chodzi o dywidendę
i pokrycie straty, o które się Pan pyta, to gdyby nie dotacja i realizowanie
projektu, to na pewno po 2011 byśmy ją wypłacili. Tylko czy byłoby to lepsze z
punktu widzenia rozwoju firmy w kolejnych latach niż realizacja nowego projektu
i wprowadzenie nowych usług na rynek w 2013 roku?
Zmierzam
do czegoś innego, czym mówiłem w poprzednim pytaniu. Nieprzewidywalność w
firmach innowacyjnych, działających na zupełnie nowych rynkach, jest tak duża,
że wolimy dać ostrożne prognozy tych parametrów, na które mamy duży wpływ i
faktycznie ich realizacja zależy w dużej mierze od nas, niż prezentować
prognozy z założenia obarczone olbrzymim ryzykiem. Dlatego w tym momencie nie
prognozujemy zysku, ale podaliśmy prognozy samych przychodów. To oczywiście nie
oznacza, że taki stan będzie trwał zawsze.
n-a: Po pierwszym kwartale 2012 widać wyraźny
wzrost przychodów w stosunku do ubiegłego roku, nie widać jednak przełożenia na
wypracowany zysk netto, czym jest to spowodowane?
S.M.: Przyczyną są inwestycje, szczególnie w nowe projekty, czyli Service
Emporium oraz ekspansję zagraniczną. Cały czas nad tym pracujemy, zwiększamy
zatrudnienie i przyspieszamy tempo wprowadzania nowych usług na rynek.
Systematycznie zwiększamy też udział w rynku polskim. Ale z drugiej strony, to
właśnie tworzy koszty, przede wszystkim te operacyjne, w naszej firmie.
Inwestujemy, żeby utrzymać tempo wzrostu i dystansować konkurencję.
Dzięki czynionym inwestycjom inwestorzy mogą być spokojni o wzrost przychodów i
zwiększanie udziału w rynku przez IAI w przyszłości, ponieważ nie przejadamy
ich pieniędzy. Dzięki nowym usługom, niższym kosztom i lepszej obsłudze klienta
będziemy mieli każdego miesiąca więcej klientów, którzy zostawią u nas więcej
pieniędzy. Ale jeżeli zatrzymamy inwestycje, to w pewnym momencie nasza
przewaga zniknie. I choć w międzyczasie wypłacimy nawet sowite dywidendy, to po
wszystkim będziemy przegranymi, bo konkurencja nas dogoni. A to stan którego
nie znosimy. Nasi inwestorzy też.
Popatrzmy na to szerzej. Na to, czego brakuje w polskim biznesie i tego
narzekania na brak innowacyjności. Bo to właśnie innowacyjności media i
inwestorzy powinny oczekiwać od spółek z NC, a nie zysków po roku od debiutu i
dywidend. Tu nie chodzi o wymyślenie czegoś nowego, najlepiej z aktualnie
modnego tematu i wypuszczeniu tego na rynek, sprzedanie 25% akcji i ogłoszeniu
się innowacyjnym. To jest codzienne, żmudne szukanie ulepszeń, usprawnień
w każdej dziedzinie firmy: marketingu, produkcji, obsłudze klienta, logistyce i
administracji. Krok po kroku, kwestionowanie status-quo w kolejnych obszarach i
skuteczne wdrażanie zmian na lepsze, które zmieniają pozytywnie firmę i jej
otoczenie. To akcentujemy w naszych raportach kwartalnych i miesięcznych.
Pokazujemy gdzie i w jaki sposób zmierzamy, co i jak zmieniliśmy na lepsze i
jaki to będzie miało wpływ na następne wydarzenia. Wiemy od partnerów i
inwestorów, że nasza wizja e-handlu jest bardzo kusząca i często wyrażają
się z dużym uznaniem.
Zresztą przypomnijmy, że taka była intencja powstania rynku NewConnect
i naszego debiutu na nim – miały tu się pojawić spółki innowacyjne, które
potrzebują środków na inwestycje, żeby jak najszybciej zbudować stabilne
biznesy. Dopiero po tym etapie miały rozważać przejście na rynek regulowany i
wypłatę dywidend. Cały czas tak rozumiemy naszą rolę na rynku kapitałowym, to
obiecaliśmy i obiecujemy inwestorom i to właśnie robimy. Nie można od spółek
rozwojowych oczekiwać dywidend i zysków po kilku kwartałach, trzeba natomiast
oczekiwać wzrostu bazy klientów, przychodów, nowych produktów i ogólnej
korporatyzacji ich biznesu. Oczekiwanie szybkich dywidend może zabić nawet
najbardziej innowacyjny biznes. Dlatego ważniejsze od czytania tabelek z
wynikami finansowymi firmy z NC w raportach kwartalnych jest czytanie tego co
Zarząd ma do powiedzenia w części poświęconej wydarzeniom wokół firmy, analizie
wyników i innowacyjnych zmian. Jeżeli tam są trzy – cztery zdania, to co to
znaczy?
Proszę mi wierzyć, że jako drugi pod względem wielkości akcjonariusz,
jestem bardzo zainteresowany wypłatą dywidendy. Jednak bieżące korzyści nie
mogą nam przesłonić celów strategicznych.
n-a: Spółka pozyskała w ofercie prywatnej ponad
1,5 mln zł, jak zostały wykorzystane te środki?
S.M.: Wykorzystujemy je cały czas na rozwój i finansowanie kolejnych miejsc
pracy i wszystkiego co z tym związane. Naszym majątkiem jest system, który
powstaje w głowach najlepszych specjalistów. Po debiucie mieliśmy dodatni
cashflow i nie musieliśmy bardzo głęboko sięgać do kieszeni, żeby
finansować nowe inwestycje. Wiele z nich poczyniliśmy z bieżących
przychodów. Co więcej, z czasem wolne środki zwiększyły się do ponad dwóch
milionów złotych.
Te środki mają inną zaletę. Mając je, mamy większą swobodę w działaniu.
Nie mamy presji utraty płynności finansowej, możemy więcej czasu i zasobów
poświęcić na dogłębną analizę zagadnień. Dzięki temu często odkrywamy nowe
możliwości i rozbudowujemy nasze produkty i usługi o to, co wymyślimy. Z
drugiej strony stać nas na podjęcie decyzji o zaniechaniu prac w niektórych
segmentach, które przestają dla nas być interesujące. Brak takiego marginesu
finansowego odebrałby nam tę swobodę twórczą. A ta swoboda daje nam możliwości
uzyskiwania większych przychodów w przyszłości.
n-a: W 2011 przychody „zagraniczne” stanowiły
jedynie 2,1% ogólnych przychodów IAI S.A., zapowiadana ekspansja na rynki
zagraniczne nie przebiega chyba zgodnie z założeniami?
S.M.: Przebiega wolniej, ale skutecznie. Przełomowy dla nas będzie okres
końcówki 2012 i początek 2013 roku. Jesteśmy w tej chwili gotowi organizacyjnie
i technologicznie do obsługi pierwszych klientów spoza Polski. Rozpoczynamy
wdrożenia testowe. Zajęło nam to więcej czasu niż zakładaliśmy w 2009 roku, ale
proszę mi wierzyć, że ekspansja to nie tylko zmiana języka na stronie głównej
firmy. To cały szereg procesów, które trzeba przedefiniować i trzeba to zrobić
mądrze. Wiele firm na tym poległo, my nie chcemy powtarzać ich błędów.
n-a: Jak Pan ocenia aktualną wycenę rynkową akcji
IAI S.A.?
S.M.: Ze względu na niską płynność rynku jest ona dużo niższa od moich
prywatnych szacunków i faktycznej wartość firmy. Te kilka transakcji
miesięcznie nie może być realnym wskaźnikiem wartości firmy.
n-a: Przeciętny sesyjny obrót na akcjach IAI S.A.
ledwo przekracza 200 zł, często nie jest zawierana ani jedna transakcja, może
split w celu polepszenia płynności?
S.M.: Split byłby złym rozwiązaniem dla obecnych akcjonariuszy. Obecnie akcje
wyceniane są na 1,30 do 1,40 złotego, więc cena za walor jest niska i nie ma
potrzeby robić splitu ze względu na barierę cenową zakupu akcji. Ma on sens w
sytuacji, kiedy cena akcji wynosi przynajmniej kilkaset złotych i drobnym
inwestorom trudno jest zebrać wolne środki na rachunku na zakup choć jednej
akcji. W naszym przypadku split skończyłby się spadkiem ceny jednej akcji
poniżej złotówki, w rejony 60 – 70 groszy, więc niebezpiecznie blisko spółek
śmieciowych. Tego nie chcemy.
Nie my jedni wpadliśmy w pułapkę niskiej płynności na NewConnect.
Świetną inwestycją na tym rynku jest granie tylko na debiutach i realizowanie
zysków na pierwszej sesji. Średnio, naprawdę inwestując we wszystko co tylko
debiutuje, można na tym zarobić nawet 10% rocznie, oczywiście bez kosztów
transakcyjnych. Ale jeżeli dołożymy do tego tylko minimalną selekcję, to przy
małym nakładzie pracy mamy rentowność daleko przekraczającą wszelkie lokaty,
nawet te z Amber Gold. To przyciąga inwestorów.
Z drugiej strony Spółki, w tym te, które są na rynku od kilku lat
popadają w zapomnienie. Oberwało nam się też rykoszetami w postaci publikacji o
nierzetelności innych firm na NC. Wiele, naprawdę ciekawych, firm na NC
znalazło się w takiej sytuacji, gdzie przez niską płynność ich wartość rynkowa
spada, a efekty ich prac nie są w żaden sposób oceniane przez rynek. Po prostu
w tłumie kilkudziesięciu debiutów, dających łatwy zysk i kilkuset innych firm
na NC, takie firmy gdzieś nikną. A nie mają lub nie chcą wydawać pieniędzy
na promocję i inne działania IR, ponieważ wolą inwestować je w siebie i w swój
biznes. Ciężka, codzienna, rzetelna praca nie jest sexy na rynku. Cóż, takie
życie, musimy robić to w czym jesteśmy dobrzy i liczyć, że w końcu przebijemy
się z tłumu 400 firm i będziemy zauważeni. Wtedy płynność się poprawi, a
wraz z nią kurs akcji i wycena rynkowa IAI S.A.
Dlaczego inwestorzy mieli by zainwestować w akcje jeśli zysk firmy jest obarczony ryzykiem ?
OdpowiedzUsuńSame przychody to nie wszystko. Fajnie, "spółka czerpie coraz więcej przychodów z płatności internetowych oraz pośrednictwa w sprzedaży usług kurierskich". Ciekawi mnie jak to księgujecie, bo można tym ładnie podkręcić przychody ale zysk z tego nie wielki.
Oprogramowani super, nie powiem, cały czas o krok do przodu przed konkurencją. Ale mnie jako inwestora interesują dwie rzeczy :
a) wzrost wartości firmy wyrażony wzrostem kursu akcji
b) wypłata zysku w postaci dywidendy
Pozdrawiam
Dziękuję za pytania. Odnośnie zysku, to dużo opisałem w wywiadzie. Jesteśmy go pewni, ale ze względu na inwestycje nie możemy go precyzyjnie prognozować. Zysk wiąże się także z dywidendą. W tej chwili reinwestujemy wszystko w firmę, stąd brak dywidendy. Kiedyś ten stan na pewno się zmieni.
OdpowiedzUsuńCo wartości firmy to na to ma już wpływ sytuacja na rynku, zainteresowanie innych inwestorów i płynność. Nie wszystkie z tych czynników są w naszej gestii.
Jeszcze tak trochę obok tematu: inwestorzy zawsze inwestują tam gdzie zysk obarczony jest ryzykiem. Nawet w przypadku obligacji. Zysk, to cena za ryzyko, więc odpowiedź na Pana pytanie jest tak: jeżeli inwestorzy śledzą naszą branżę, widzą zyski w przyszłości i nie boją się podjąć ryzyka to powinni zainwestować. Tak samo jak inwestowali na początkach np. Facebooka - czy wtedy zyski FB nie były obarczone ryzykiem? Zawsze są obarczone.
Pozdrawiam
Inwestorzy nie powinni inwestować w te akcje. Czemu? Wystarczy spojrzeć na wykres ich wartości. Ci co je zakupili stracili na dzień dzisiejszy prawie 3/2 kasy. Ci którzy zapłacili 4 zeta za akcje dziś mają 1.25 PLN. Z wykresu też wynika, że wartość tych akcji systematycznie maleje. Po prostu na tym nie da się zarobić :). Tylko samobójca chciałby je kupić ;).
OdpowiedzUsuńCo do powoływanie się na fb to też śmieszne jest gdyż ich wartość również idzie w dół to raz, a dwa nie można porównywać fb z iai. Inna branża, inny zasięg, inny model biznesowy.
Co do wywiadu to trochę mało dociekliwy dziennikarz. Np w pytaniu o ekspansje zagraniczną tj o jej niewidzialne skutki pan Sebastian mówi: "Wiele firm na tym poległo, my nie chcemy powtarzać ich błędów"
Dobry dziennikarz pociągnął by temat dalej następującymi pytaniami:
1. Jakich firm może podać pan przykłady?
Załóżmy, że pan Sebastian wymyślił jakąś firmę to następne pytanie:
2. Na czym polegało ich polegnięcie?
No i pytanie nr 3
3. Jakich to błędów nie chcecie powtarzać
Co do zysków. No cóż. Tutaj panowie z IAI posługują się pojęciem przychodów, które do zysków mają się jak pięść do nosa. Wystarczy tylko dokładnie przeczytać raporty z bilansu, a nagle okaże się, że spółka giełdowa ma po prostu zysk no powiedzmy porażająco śmieszny czyt prawie nie ma go wcale, a nawet ma straty.